piątek, 27 listopada 2015

Rozdział 6

W centrum spędziłyśmy prawie trzy godziny chodząc od sklepu do sklepu szukając tej jedynej, idealnej sukienki.

Ale było warto..

Sukienkę którą zauważyłam na wystawie była wprost idealna dla Dylancey.
Pasowała do niej pod każdym względem - była w grynszpanowym kolorze, który uwielbiała. 
Do tego dokupiłyśmy pasujące szpilki w srebrnym odcieniu.

- Wyglądam w tej kiecce niesamowicie i to wszystko dzięki tobie Mely - pisnęła rudowłosa przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze, co parę minut obracając się wokół własnej osi.

Również jej się przyglądałam z szerokim uśmiechem podziwiając efekt mojej stylizacji.

- Pasuje ci kolorystycznie do oczu prawda Cydro ?






Omen przytaknął głową leżąc na kanapie obok śpiącego już Sesyla.

Nagle wszyscy usłyszeliśmy dość donośne pukanie do drzwi.
Spojrzałam w ich stronę a następnie na przyjaciółkę, szeroko się uśmiechając widząc wielkie zakłopotanie na jej twarzy.

A to coś nowego..

- Kto to taki ? Przyszły chłopak ?

Przyjaciółka zmroziła mnie swoim spojrzeniem i roześmiała się głośno.

- Mam nadzieję.. zobaczymy co z tego wyniknie.. - po tych słowach podeszła do drzwi i otworzyła je szeroko zanim zdążyłam wypytać ją o inne szczegóły..
- Jake.. hej wejdź proszę.. - usłyszałam skrępowany głos rudowłosej dochodzący z holu.

Poprawiłam się na siedzącym fotelu aby w żaden sposób nie zrobić wstydu przyjaciółce.

- Melanie ? Poznaj Jaka.. mojego kolegę z pracy..

Jak to u mnie w zwyczaju z ogromnym uśmiechem na twarzy podniosłam się z kanapy aby zobaczyć całkiem przystojnego bruneta o szarych oczach z olśniewającym wyglądem:





Jako pierwsza wyciągnęłam w jego stronę swoją dłoń witając go najuprzejmiej jak potrafiłam.

- Cześć Jake..
- Witaj Melanie, czy ty to przypadkiem ty odziedziczyłaś miliony po swoim ojcu..?

Zdziwiona spojrzałam na niego spod uniesionych brwi..

- Zgadza się to ja.. Ale skąd..
- Skąd to wiem ? - zaśmiał się cicho pod nosem  i sięgnął po coś do swojej torby, tą rzeczą okazała się być dzisiejsza gazeta.. 

Bez zawahania podał mi ją..

- Wieści szybko się roznoszą Melanie, ty jak i twój brat jesteście ostatnio głównym tematem tego czasopisma..

Pobieżnie przeglądam strony gazety widząc swoje jak i Markusa zdjęcia.
Przedstawiają one między innymi mnie..
Pośpiesznie przemieszczającą się po londyńskiej ulicy z nosem w telefonie..

- Nie zauważyłam aby ktokolwiek robił mi zdjęcia..
- Jak na zdjęcia zrobine z zaskoczenia wyszłaś na nich naprawdę nieźle.. - powiedział Jake.

Podniosłam na niego wzrok posyłając mu lekki ale jak najbardziej szczery uśmiech.

- Dziękuję
- Nie ma za co po prostu mówię to co widzę..

Naszą wymianę zdań przerywa wchodząca do salonu gotowa Del - wyglądała przepięknie..

- Możemy już jechać ? Jestem gotowa.
- Pewnie - powiedział Jake.. - Miło było cię poznać Melanie.. - chwycił moją dłoń i lekko nią potrząsnął.
- I wzajemnie, ja również będę się zbierała.. - powiedziałam nakładając powoli na siebie płaszcz.
- Mel ? - usłyszałam za swoimi plecami głos przyjaciółki, więc odwróciłam się w jej kierunku - Jeszcze raz dziękuję za pomoc w wyborze..

Na jej słowa machnęłam lekko lekceważąco dłonią.

- Nie ma za co, przyjaciółki są po to aby sobie wzajemnie pomagały i doradzały..
- Ty jesteś dla mnie kimś więcej niż przyjaciółką - siostrą.  

Podeszła do mnie zamykając mnie w wielkim przyjacielskim och, przepraszam.. siostrzanym uścisku.

- Miłej zabawy z Jakiem - znacząco do niej mrugnęłam - Jakby coś się działo dzwoń, będę przy telefonie.
- Dziękuję.. kocham cię.

Pocałował mnie w policzek otwierając drzwi wypuszczając mnie jak i Cydrona na mroźny już wieczorny dwór.

Oplatając się szczelniej swoim grubym bawełnianym szalem ruszyłam przed siebie.
Koniec Listopada i początek Grudnia i na wieczornym niebie już pojawiły się pierwsze płatki śniegu.
Wiatr nieprzyjemnie wiał mi prosto w twarz rozwiewając moje i tak będące w nieładzie włosy. 

Pomimo ciepłego ubioru nadal było mi potwornie zimno i po całym ciele przechodziły nieprzyjemne dreszcze, poczułam w kieszeni dżinsów wibrujący telefon.
Drżącą dłonią sięgam po niego i wyciągam zdrętwiałymi z zimna palcami odbierając połączenie..

- Tak ?
- Panienko McQveen gdzie się pani podziewa ? Jestem przed domem pani przyjaciółki ale nikogo nie zastałem..
- Och, wybacz Edwardo było mi trochę zimno, więc postanowiłam się przejść.. poszłam w kierunku centrum.
- Odebrać panienkę ?
- Jak byś mógł byłabym niezmiernie wdzięczna akurat przechodzę obok największego sklepu spożywczego..
- W porządku madame wyjdę po panią niech panienka poczeka w środku.
- Naturalnie - po tych słowach rozłączyłam się i przez ogromne drzwi obrotowe weszłam do środka wielkiego centrum.

W środku panował jak zawsze szalony szał zakupowy rozbieganych dookoła rodzin robiących powoli świąteczne zakupy wyszukując na każdym kroku różnych przecen.
Przyglądając się chwilę temu wszystkiemu zerknęłam w dół na Cydrona który już trzymał w zębach zakupowy koszyk jak najbardziej gotowy na nasze dla odmiany małe zakupy.

- Jak ty to robisz, że doskonale wiesz to co chce zrobić nawet w tedy gdy tego jeszcze nie powiedziałam na głos ? - zapytałam retorycznie śmiejąc się z tego cicho pod nosem przy tym głaszcząc wielkiego kota po puszystej głowie.

Przechadzając się pomiędzy regałami wkładałam co jakiś czas różne produkty na które miałam ochotę, między innymi było to białe wino słodkie które moim zdaniem było jednym z najlepszych.
Oczywiście mowa o "Stella Rosa"- najsmaczniejsze białe wino jakiekolwiek piłam a było to nie tak dawno temu bo na urodzinach mamy Dely.

- Nie polecałbym akurat tego wina panno McQveen, jest bardzo słodkie i zabija smak prawdziwego białego wina.. - zamarłam w bezruchu lekko się napinając. 

Znowu ten głos.. ta charakterystyczna chrypka.
Nie musiałam się odwracać aby zorientować się do kogo ten głos należy i z kim aktualnie mam do czynienia.
Poczułam delikatne muśnięcie jego dłoni sunącej po mojej aż do trzymanej butelki którą powoli wyciągnął mi z rąk odstawiając na jej miejsce.

Co to ma w zasadzie znaczyć ?

Odwróciłam ostrożnie głowę aby natknąć się na jego przepięknie pachnące ramię - perfumami na który zapach nie jednej kobiecie miękły kolana.

Mój Przenajświętszy..

Spoglądam na niego z nad swojego ramienia..

- To znowu pan panie McBrown ? Czy pan mnie prześladuje ?

Na moje słowa zaśmiał się gardłowo i pokiwał przecząco głową.

- Zbieg okoliczności panno McQveen..
- Ach tak rozumiem - powiedziałam jednak nieprzekonana przechodząc dalej przeglądając półki.

On jednak nie odpuścił jak poprzednim razem..

Szedł za mną.
Zerknęłam na niego z ukosa ciężko wzdychając gdy wyciąga w moją stronę jakąś butelkę.

- Disznókő Eszencia Tokaj 1999 rocznik mogę je śmiało polecić to z pani winnym gustem powinno pani również zasmakować.

Spuszczając wzrok z jego pewnych siebie czekoladowych tęczówek na wręczaną mi butelkę.
Przyjęłam ją chwilę przyglądając się etykietce.

- Zaryzykuję, dziękuję za doradzenie.. - powiedziałam formalnie z odrobiną uprzejmości w głosie wsadzając ostrożnie wino do koszyka trzymanego w ciągu dalszym przez Cydro.

Chcąc już iść do kasy ze swoim Omenem zostałam potrzymana gestem dłoni przez oczywiście Andreo.

- Borde, idź proszę z obdarzonym panny McQveen do kasy i poczekaj tam na mnie.

Czarna pantera skinęła głową i ruszyła przed siebie.
Cydron spojrzał na mnie wymownie jakby szukał potwierdzenia słów czarnowłosego.
Skinęłam mu delikatnie głową a on bez słowa ruszył za panterą.

- Umówiłaby się pani ze mną ? - zapytał opierając się o półki tak aby widzieć moją twarz.
- Przepraszam ale nie..

Uniósł brwi zaskoczony moją odpowiedzią.
Widać było, że nie jest przyzwyczajony do tego aby kobieta mu odmawiała.

- Dlaczego nie ? - zapytał a w jego głosie dało się wyczuć poirytowanie.
- Główny powód jest taki, że nie mam czasu pannie McBrown.
- Skoro jest pani tak zajęta to co pani tutaj robi ? - sprytnie zapytał uśmiechając się zwycięsko jak i z rozbawieniem widząc mój wyraz twarzy.

Och Wszechmogący.. jaki on jest męczący..

Zawsze musi dostać co chce ?
W tym momencie nie za bardzo wiedziałam co mam powiedzieć.. 
Miłościwy wyręczył mnie.

- Może jednak da się pani namówić na kolację jutro wieczorem ?

Ciężko westchnęłam zaczesując palcami włosy do tyłu.. 

- Możliwe, że znajdę wolną chwilę ale niczego nie obiecuję.. - powiedziałam i zamierzałam go wyprzedzić ale gwałtownie mnie chwycił za nadgarstki.

W jednej chwili zostałam wepchnięta w stojące za mną regały z winami o mało nie powodując, że wszystkie drogie wina pospadały.
Wpatrywałam się w jego rozszerzone tęczówki sama coraz szybciej oddychając.

- Nawet nie wiesz jak bardzo mnie to podnieca kiedy udajesz taką niedostępną Melanie..
- P..proszę ? - powiedziałam lekko skonsternowana.. - Ja niczego nie.. - uciszył mnie palcem nie pozwalając skończyć.. 
- Och Melanie.. jesteś taka idealna..

Co za podstępny sukinsyn..
Chce doprowadzić mnie do takiego stanu, że mu ulegnę.. 

Nie tym razem panie McBrown.

- Kogo ty chcesz oszukać maleńka, przecież widzę, że ci się podobam tylko, że udajesz taką obojętną na moje zaloty a to tak strasznie mi się podoba..
- Ta rozmowa zmierza donikąd pannie McBrown.. - mówiąc te słowa odsuwam się od niego na bezpieczną odległość.. - Jeżeli w taki sposób próbuje pan zabiegać o moje względy to muszę pana rozczarować ale nie działa to na mnie.
- I znowu to samo.. jesteś niesamowita.

Przewróciłam oczami wyślizgując się sprytnie z jego uścisku i tym samym z pułapki.

- Złamię cię skarbie i będziesz należeć do mnie.. - mruknął oblizując swoją dolną wargę.
- Powodzenia panie Pewny Siebie. - Bez zbędnych słów odwróciłam się szybko na pięcie wprawiając swoje włosy w ruch i ruszyłam w kierunku kas. 

Przy nich czekał cierpliwe Cydron z zakupami.

- Dziękuję najsłodszy.. - nachyliłam się aby wziąć od niego siatkę jak i pocałować go delikatnie w wilgotny nos.

W momencie gdy się wyprostowałam pojawił się Edwardo podeszłam do niego z uśmiechem wręczając mu siatkę z zakupami.
Mężczyzna z uśmiechem ją przyjął i ukłonił się lekko tak samo jak jego Omen Pan Hoper - zając. 
Otworzyli mi drzwi przez które wyszłam więcej się nie oglądając za siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz